Początek grudnia minął prawie niezauważony. Spadł śnieg, tu też. Dźwięki cicho rozbijają się o kruchy lód. Zima w moim rodzinnym domu jest tak subtelnie piękna. Delikatne mgły unoszące się nad kotliną o poranku. Słońce. Tak, wtedy jest cudownie. Chciałabym móc być tam codziennie, tuż przed świtem. Wdychać krystaliczne powietrze.
Ośnieżone lisy na świątecznym stole. Będą.
Robi się ciepło, imbir rozgrzewa, senność ogarnia. Muszę otworzyć okno.
~ 0 komentarze: ~
Prześlij komentarz