Przed nimi rozpościera się nieskończona i niczym nie zmącona tafla wody. Drugi brzeg zasłonięty przez szaro-fioletową mgłę, w której mógłby się zgubić nawet najbardziej doświadczony wędrowiec. Wczesny świt zimnym oddechem dociera do najdalszych części duszy. W odległych zaroślach przemykają niewyraźne cienie ostatnich nocnych stworzeń.
-Dlaczego musieliśmy tak wcześnie tu przyjść? - Ian zapytał ospale się przeciągając.
-Ciiii....
-No co, nawet nie pozwoliłaś mi śniadania zjeść. Coś się tu zaraz pojawi, jakiś magiczny stwór, przyleci smok? Jak nie, to wracam do ciepłego namiotu!
-Ciiii.
-To już jest przesada. Idę.
-Magia, w takich miejscach rodzi się magia.
-To nie może się urodzić za jakieś trzy godziny?
-Oj synku, musisz się jeszcze dużo nauczyć.
Została sama.
~ 0 komentarze: ~
Prześlij komentarz